Po ponad 12 h spaniu rozpoczelismy dzien o 6 rano bez wiekszego bolu. Wybralismy sie na lokalny supermarket. Wrazenie powalajace - sporych rozmiwarow zadaszone rzedy law gdzie mozesz znalezc doslownie wszystko od papai do polowy surowej krowy. Po paru minutach dorwala mnie lokalna znachorka, ktora z nie do konca znanych mi skladnikow mieszala zdrowotne koktajle . Jej rada " pij szybko " okazala sie bardzo sluszna, bo w momencie kiedy ten magiczny eliksir ostygl okazal sie nie do przelkniecia. Przesacerowalismy sie po okolicy podziwiajac sterty ryb i gory boskich owocow i folklorystyczne skupiska ludzi.Kupilismy owoce i skladniki do guakamole ( no moze prawie wszystkie skladniki). Generalny komentarz - maja boskie owoce i warzywa- a koktajle mleczne sa bezkonkurencyjne - zdecydowanie moglabym sie zywic tutaj tylko tym :).
O 8.30 przyjechali po nas magicy od raftingu. POtem spedzilismy okolo 2h w samochodzie jadac malownicza droga do rzeku Urumbamba. Splyw byl bajeczna zabawa- ponton+ kipiel + 4 osoby i sternik - fajna sprawa zdecydowanie duzo ciekawsze niz bamboorafting w Tajlandii. Na koniec splywu przygotowali nam szybki lunch. Znowy sie pojawilo avocado tym razem w zestawieniu avocado+cebula+ pomidory +limonki+ " mucho amor" jak powiedzial nasz przewodnik - coz nie nalezy sie klocic wiel lepiej ;). Po powrocie szybki prysznic i wyruszylam na podboj kosciolow w Cusco. Gowny plac w Cusco Plaza de Armas zbudowany jest na planie czworokata ze slicznymi kolonialnymi krozgankami. W centralnym punkcie katedra po prawej Compana de Jezus. Katedra dosyc niesamowita jak sie okazalo rano - specjalnie zeby zrobic zdjecia wstalysmy o 6 rano - co to sie z ludzmi powyrabialo. W katedrze znajduje sie dosyc zaskakujacy czarny ukrzyzowany Jezus. Bynajmniej nie jest to akt walki o ruwnouprawnienie rasowe a jedynie wynik 200 lat procesji bez znaczenia od pogody - czy to slonce czy to desc.. hymm interesujace. Odebralam bilety na Matchu i poszlismy spac.