Laba, komary i pisco sour

Rano pozna pobudka. Plan na ten dzien TOTALNA LABA :). NAjpierw sniadanko na slonecznej ulicy Aquas calientes, potem krotki spacer do gory do goracych zrodel.
Natepnie plawienie sie w lekko smierdzacej cieczy w pelnym sloncu. W ramach dopelnienia pelnej laby zamawiamy PIsco Sour do basenu - totalne przegiecie :).
Po chwili drinki sa dostarczone przez seksownego dlugowlosego indianina ;) hymm.
Pisco sour zdecydowanie dolacza do listy moich ulubionych drinkow.
Po chwili w ramach poszerzania horyzontow rozpoczynamy rozmowe z para Chilillczykow. Jak sie potem okaze byla ona oplakana w skutkach. Jak sie pozniej bolesnie przekonalismy, pogryzly nas malenskie muszki. Z pogryzien po okolo 12 h zaczela ciec jakas ciecz i wsciekle zaczely swedzic. Masakra , albo jakby powiedzial KUba " Ja p...le masakra".
W ramach dopelnienia totalnej laby idziemy na " truche con vegetable" pstrag z warzywami w akonpaniamencie zupy szparagowej i to wszystko zalane 2-ma Pisco Sour- ymmmm pycha :).
Po obiedzie zchodzimy do pociagu i zaczynamy wracac. Dojezdzamy do Ollantaytambo tam przesiadamy sie na taxi( 20 s)/bus (7s ) zeby zdazyc na autobus to Copacabany. Na dworzec autobusowy dojezdzamy przed czasem wiec mamy chwile na poobijanie sie i poobserwowanie autochtonow i przyjezdnych - ciekaw :).
Jedna podstawowa zasada - nigdy nie kupuj piletow od posrednikow bo zaplacic 2x wiecej. Ostatecznie placimy 55 s za trase Cusco - Copacabana z miedzyladowaniem w Puno. Po paru rozmowach z ludzmi decydujemy sie ominac Puno i plywajace wyspy - ogolan opinia " komercha " wiec jedziemy bezposrednio do Boliwi.
Ladujemy sie ze spiworem do autobusu - full wypas - wersja cama ( lozko) - spie smacznie do 5 kiedy dojezdzamy do Puno - wtedy tez zaczynaja dawac we znaki piekielne muszki i ich ugryzienia. Czas na sniadanie

Zdjęcia (4)

Komentarze (0)