Jak sie potem okazalo droga zajela troche dluzej niz w zalozeniach, bo autobus sie zepsul i musielismy sie przesiasc do autobusu lokalsow i pote jeszcze jednego zeby ostatecznie dotrzec do hostelu El Carretero ( calle Catacora 1056 )poleconego przez spotkanego po drodze Holendra. Potwierdzamy - fajne miejsce : niedrogie i zprzyjemnym miedzynarodowym, globtroterskim klimaterm. Cieply prysznic po 3 dniach na pustyni i w autobusie byl boski :)- jak malo czlowiekowi do szczescia potrzeba.. Wyszlam na miasto i zadzwonilam do domu z zyczeniami Mikolajkowymi - to mile niemozebnie jak ktos sie cieszy na twoj glos :). Powloczylam sie po okolicy wpadlam do Sw Franciszka i spotkalam sie z Kuba i Marta- potem zejelo nam to pare ladnych godzin zeby znalezc zjazd rowerowy " Trasa smierci " - :))) niezly czad i wyjazd do Rurenabaque do dzungli. Ostatecznie udalo sie i poszlismy na zasluzony posilek w knajpce w gore ot Kosciola sw Franciszka. Czulam sie troche jak barbazynca ale zjadlam lame - clakiem smaczne musze przyznac. Po wczesniejszym kosztowaniu alpaki ( tez lama ale z krotszym pyskiem ) i swinki morskiej stwierdzam , ze moglabym sie tu zywic. Ostatecznie jedziemy jutro na rowery za 35$ od glowy i trzy dni pampy ( dzungla naokolo rzeki) za 170$ z przelotem w jedna strone. Dzieki CI Boze za niski kurs dolara :)).