Wczoraj wieczorem po zajeciach z folkloru gdzie szlifowalismy Zambe i znowu mi sie wszystko mieszalo poszlysmy na olkowy odpowiednik milongi czyli peña. Cala impreza zaczela sie dosc niecodziennie, bo od koncertu rokowego ktory skonczyl sie po 1szej.
Potem zaczely sie radosne gremialne plasy chacarery, zamby i zdaje sie gato. Cala sala po brzegi wypelniona w znakomitej wiekszosci mlodymi ludzmi i wszyscy tancza - naprawde cos co rzuca na kolana. To tak jakby u nas na piatkowej imprezie na miescie wszyscy wstali i zatanczyli mazura a zaraz potem oberka. Potem zaczelo sie bratanie narodow. I tu sie zaczal drugi wymiar folkloru. hihi. Jak potem skonsultowalysmy z Paulina panowie ogolnie mieli opanowany ten sam manewr zaczepno -taktyczny. Punkt pierwszy - zatanczyc z wybranym obiektem, punkt drugi - zauwazyc ze to nie mozliwie, ze ktos taki (cokolwiek to znaczy) umie tak (znowu cokolwiek to znaczy )tanczyc. I tu zaczynaly sie wariacje na temat zaproponowac picie- badz przeprowadzic elokwentna rozmowe. MOja np wygladala w jednym wydaniu tak . Nie mam dzieci nie mam zony i w zasadzie skonczylem studia w drugim wypadku - tak w zasadzie jestem nauczycielem angielskiego ( dodac nalezy ze umiejetnosc angielskiego tego delikwenta byla mocno ograniczona :) ) No i punkt kulminacyjny. Chcesz pokaze CI okolice? - co brzmialo mniej wiecej jak ^zwiedzimy pieterko^. Nalezy dodac ze impreza byla w jakiejs lekkiej ruderze i bylo kol o2 am. Kolega Pauliny wykazal sie wieksza inwencja kulturalno tworcza mowiac ^moge CI pokazac pobliski park - ale ( po chwili zreflektowany) chyba jest zamkniety o tej godzinie^. Ogolnie ubawilysmy sie setnie a wrazenia z peñi naprawde duze, bo co raz bardziej sie wstydze, ze nie potrafie zatanczyc ani pol polskiego tanca ludowego.
W miedzyczasie cos co bylo warte wspomnienia to cmentarz Ricoleta - robiacy niesamowite wrazeni - zdjecia juz wkrotce :).
No to taki zajawka - a wracamy juz za we wtorek - przerazajace to troche...