Geoblog.pl    verte    Podróże    Nepal 2011    Czas ruszyc zasiedzialy na motorze zadek i poczlapac w gory
Zwiń mapę
2011
11
lis

Czas ruszyc zasiedzialy na motorze zadek i poczlapac w gory

 
Nepal
Nepal, Annapura Massif
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6252 km
 
Skarcona przez obywatelke MWM wracam do pisania, bede miala czas zwlaszcza, ze ostatecznie moj powrot jest najbardziej bezsensowny jaki moglam wybrac - ale coz taki live :(.Rano zaladowalismy sie do taksowki, ktora dowiozla nas do Phedi (900 Rs). Udalo nam sie spakowac male plecaki po okolo 5-6 kg kazdy bez porterow. Jak sie pozniej okazalo - te pare kilo nabieralo z kazdym dniem nowej wartosci - ciekawe - nowe 4 prawo Newtona- waga plecaka jest wprost proporcjonalna do dni niesienia ;) cdn

11/11/2011

Pierwszy dzien skonczylismy w Tolka 1614m w International Guest hous. Myslelismy, ze bedzie to pierwszy spokojny wieczor w gorach – nic bardziej mylnego !! Razem z nami w tej samej lokalizacji wyladowala grupa Hiszpanow – i jakto Hiszpanie wyciagneli – radyjko z muzyka espaniolska – nie wiadomo skad ( kto na milosc boska bierze radio na trek w gorach ?? :o ) i rozpoczela się regularna fiesta latina z tancami i cala reszta :). No coz te typy tak po prostu maja.

12/11/2011

Rano wyruszylismy dalej przez New Bridge – gdzie Lonely Planet namawialo do zjedzenia pysznego jedzenia, czego nie zrobilismy ( jedna z nielicznych niesubordynacji w stosunku do „ Swietej Ksiegi „ podroznikow ;) . Ostatecznie po paru up and downs dotarlismy do Chomrong ( 2100 m). Przyjemny hostel z czekoladowym ciastem na ladzi - to był cios ponizej pasa i nie moglismy się temu oprzec . Ciasto oczywiście wygladalo duzo lepiej niż smakowalo – ale coz jak ogolnie wiadomo wiekszosc ludzi to wzrokowcy . Spotkalismy tam ciekawa pare- Szwedow : ojca z synem. Ojciez miał niesamowicie silny akcent rosyjski i wspanialego smoka wydziaranego na calych plecach a syn usilowal się znalezc przy nim - hymm jak często mamy takie sytuacje ...

13/11/2011

Kolejny dzien miał 3 warianty Lajtowy - dojsc do Bamboo [ 2300]Optymistyczny – Doban [2500]Ekwilibrystyczny – Himalaya Hotel [2850]Wydaje się jak patrzy się na roznice wysokosci ze to nie wiele biorac pod uwage, ze startowalo się z Chomrong 2100 – to tylko przejsc 200 m do gory. Przez caly dzien to nie tak zle.. NIby tak tylko najpierw trzeba bylo zejsc prawie 900 m w dol po cholernych kamiennych schodach a potem dopiero do gory :)- sam miod.Plan był taki – idziemy tak dlugo az będziemy zmeczeni. Ostatecznie wyladowalismy w Himalaya Hotel – ale ten dzien dal mi w kosc troche :). Sam Himalaya Hotel – choc z hotelem nei mialo to wiele wspolnego )- to jedyne miejsce na szlaku gdzie kompletnie nie było gorskiej atmosfery – obsluga miala nas w glebokim powazaniu i ogonie - nie koniecznie. Pare slow odnosnie dostepnosci w hostelach- ogolnie panuje tam zasada, ze nie zostawiaja Cie na dworze – ale czasami spisz w jadalni, bądź w jakichs grupowych salach. Do wysokosci Himalayas maja dodatkowe koce, o które można poprosic. Na kazdym etapie można zjesc calkiem wypasny posilek – i nie jak pisza, tylko dahl ( danie z soczewicy podawane z ryzem z regoly szpinakiem i ziemniakami – glowne pozywienie ludzi w gorach). Można dostac tam pizze, burgera,pasty i ciasto czekoladowe – co jest miejscami mega zabawne. Co prawda sa to wersje gorskie – wiec nigdy nie wiesz naprawde co dostaniesz ale .. czasami absolutnie pyszne.

14/11/2011

Nastepnego dnia rano pierwszy raz czulam zmeczenie dnia poprzedniego. Zajelo mi sporo czasu wejscie na mój spokojny rytm chodzenia. Ostatecznie dotarlismy do MBC - Machhapuchhre Base Camp [3700m]Mega fajne schronisko. Mega fajni ludzie – i 4 h grania w tysiaca – którego nauczylam Stu in napotkanego Kanadyjczyka – na koniec pozwolilam sobie ich ograc ;).

15/11/2011

Na drugi dzien pobudka 4.30 – Mamusiu!!! CHyba nie musze wyjasniac jak bardzo ta godzina jest naturalna dla mnie !!. Ale coz – w takich okolicznosciach przyrody nie dyskutuje się majac cicha nadzieje, ze zostanie to wynagrodzone :). Ostatecznie zebralismy się z reszta ludzi ze schroniska o 5.30 po wypiciu boskiej i cieplej herbaty imbirowo, cytrynowo miodowej. Z racji, ze od poprzedniego wieczora spadl snieg – rozpoczelismy nasze podchodzenie z czolowkami w zupelnej bieli i ciszy – niesamowite uczucie!!Plan był taki żeby dotrzec do ABC ( Annapurna base camp) na wschod slonca. Wyszedl powiedzmy polowicznie :)Na gore dotarlismy okolo 7.10 - innaczej sie nie dalo zaczynajac w kompletnym mroku potem bylo juz tylko lepiej. Gory zaczely sie zmieniac z kazdym momentem. Co chwila bylo widac nową twarz gor- niesamowite. Wstajace slonce odbijajace sie w osniezonych wierzcholkach - ymmm!!!. Obawialismy sie ze na gorze nic nei bedzie widac i tak sie to zapowiadalo do momentu kiedy na 45minut ABC odslonilo cala panorame - nie-sa-mo-wi-te. To nie jest kwestia wysokosci - bo w indyjskich Himalayach bylam wyzej, to jest kwestia miejsca - magicznego miejsca. Polecam!! Po sesji zdjeciowej i spacerze bo sanctuary, ze zmarznietymi palcami wyladowalismy na sniadaniu na szczycie -:)) i rozpoczelismy schodzenie. Nasze plecaki zostaly w MBC wiec marsz byl przefajnie lekki i zajal neicala godzine. W MBC przepaklowalismy sie i zaczelismy odwrot. Powrotna droga byla dosc zabawowa - topiacy sie snieg zmieszany z blotem na kamieniach dal efekt cudownej slizgawki i gdyby nie kije to bym na tylku zjezdzala z tej gory jak to coponiektorzy praktykowali. Od poziomu Himalaya hotel - szlismy juz w lekkim deszczu. Na nocleg i co najwazniejsze CIEPLY PRYSZNIC!! zatrzeymalismy sie w Bamboo. Kolejny hostel, kolejna miedzynarodowa ekipa- uwielbiam klimat gorskich schronisk!!

16/11/2011

Kolejny etap to gora dol do Chamrong i jedyna mysl trzymajaca nas przy zyciu podczas podejscia 800 m w gorre jedym ciagiem - to czekoladowe murzynek czekajacy na nas na gorze- wariactwo!! Tego dnia zaplanowalismy dojscie do Ghorepani. Na mapie to wygladalo jak " splunac" w rzeczywistosci przedzieralismy sie 4 h przez krzuny podchodzac caly czas pod gore, bo to mial byc " skrot" :)). Na poczatku podejscia spoktalismy Wloszke i jej przewodnika no i podazalismy za nimi - ale przewodnik tez sie zgubil i musial poprosic chlopa napotkanego w gorskim polu zeby nas wyprowadzic. Doszlismy juz po zmierzchu ufajdani, padnieci i Wloszka i przewodnik z pijawkami na nogach. Wieczorem pogaduchy i ostry ubaw z para hiszpanska i Wloszka. Ghotepani[2750]. To jak mam byc szczera byl najtrudniejszy dzien z wszystkich 7.

17/11/2011

Powrot przez Nayapull to juz byl spacer i to po plaskim - szok!! Z Nayapullu do Pokhary wrocilismy autobusem lokalsow - 2h, 100Rs/osobe. Droga lekki dramat - do tego stopnia, ze pomyslalam " My to mamy autostrady w Polsce!!" KOniec treku to wielka wyzerka w Everest Streak house w Pokharze- goraco polecam - mieso bylo wspaniale - nie to co w Argentynie ale na dobrej drodze ;). Staralam sie nei wnikac z czego byl steak skoro w Nepalu mozna isc do wiezienia za zabicie krowy... Niemniej jednak jedlismy ten steak w trojke i nie dalismy rady a prawie nas wytoczyli z restauracji :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
verte
Asia Szlezak
zwiedziła 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 69 wpisów69 67 komentarzy67 247 zdjęć247 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
02.11.2011 - 19.11.2011
 
 
17.11.2010 - 15.12.2010
 
 
28.10.2009 - 26.11.2009